Chrzanić taką robotę!

Polub i udostępnij:
fb-share-icon0
Tweet 20

W dzisiejszych czasach posiadanie pracy, to niemalże przywilej, a pracowanie w zawodzie, który całkowicie nas satysfakcjonuje graniczy z cudem. Dla większości ludzi wciąż niepojętą rzeczą jest, że można robić to, co się lubi i otrzymywać jeszcze za to wynagrodzenie. Od razu na myśl przychodzi mi uwielbiana przeze mnie piosenka Edwarda Stachury dedykowana Emilowi Zoli „Piosenka robotnika rannej zmiany”.

Obserwowałam niedawno pracowniczkę Urzędu Pocztowego, która przez 20 minut mojego stania w kolejce ani razu nie zmieniła wyrazu twarzy, co więcej ani razu nie zmieniła pozycji, poza automatycznymi ruchami ręki podczas przybijania pieczątek na listach. Zastanawiałam się, o czym myślała, czy w ogóle myślała o czymś, czy całkowicie nabrała cech maszyny i każdego dnia wchodząc do pracy wyłączała myślenie, po to by włączyć je wracając do domu. Na jej twarzy rysowało się zmęczenie, a oczy jasno pokazywały komunikat, że kobieta już od dawna uważa, że przegrała swoje życie.

Chyba śmiało mogę stwierdzić, że od wielu pokoleń uważa się, że praca to obowiązek, że pracy nie trzeba lubić, ważne, by dawała dochód pozwalający na w miarę godziwe przeżycie od wypłaty do wypłaty. Trzeba wstawać każdego dnia, przez tygodnie, miesiące i lata, wychodzić z domu z grymasem, modlić się, by jakoś przetrwać kolejny dzień, który cieszy nas tylko dlatego, że przybliża do emerytury.

Czy nasi rodzice myśleli kiedykolwiek, by rzucić pracę i poszukać zajęcia, które będzie dawało satysfakcję? Nie, nasi rodzice wstawali co rano i szli do pracy z nadzieją, że kolejne wypowiedzenie w firmie znów ominie ich i trafi w czyjeś inne ręce. Mottem naszych rodziców było: szanuj szefa swego, możesz mieć gorszego, a rzadko którzy myśleli o tym, by się przeciwstawić, bo groziłoby to oczywiście otrzymaniem biletu w jedną stronę, bez możliwości powrotu!

Być może jestem zbyt rozpieszczona przez los sądząc, że każda pracę można wykonywać z pasją, zaangażowaniem, a nawet przyjemnością, pod warunkiem, że robi się to, co naprawdę się lubi. Wtedy nie trzeba siorbać kolejnej kawy, zerkając na zegarek i zastanawiając się dlaczego każde 5 minut spędzane w pracy trwa znacznie dłużej, niż 5 minut spędzane w łóżku, kiedy uciszamy budzik już kolejny raz z rzędu. Wtedy punkt 16.00 nie zamyka się za sobą drzwi, nie zostając ani chwili dłużej, bo przecież nikt nie zapłaci za nadgodziny i nie biegnie na parking czy przystanek, by jak najszybciej zapomnieć o ostatnich straconych ośmiu godzinach życia.

Właśnie, osiem godzin życia dziennie, 40 godzin tygodniowo, czy nie szkoda życia na to, by uważać ten czas za stracony? O ile kolorowsze byłoby życie, o ile radośniejsi my byśmy byli, o ile cieplejsze byłyby nasze stosunki w rodzinie, gdybyśmy wychodzili z pracy uśmiechnięci i zadowoleni. O ile bardziej bylibyśmy produktywni?

Nie chciałabym powielać schematów. Chciałam zawsze pracować głównie dla przyjemności, a nie pieniędzy. Chciałam robić, to co lubię, chciałam pisać… więc piszę.

A poniżej „Piosenka robotnika rannej zmiany” w wykonaniu SDM.

[youtube qHi4aLW5aWA]

2 komentarze

  1. Problemem nie jest znalezienie pracy. Problem jest znalezienie pracy, która nie doprowadzi prędzej czy później do wypalenia, lub co gorsza do szaleństwa.

  2. Serio? Zapraszam do Bartoszyc. Eldorado bezrobocia, teraz wywalają nawet z miejsc, gdzie przyjmowali żuli z wiosek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.