„Nie trzeba iść do łóżka, by zdradzić. Nie trzeba nawet przeżywać intymnych chwil. Według sporej części psychologów, zdrada emocjonalna, która ma niewiele wspólnego z fizyczną, jest jednak znacznie groźniejsza, bo wywiera większy wpływ na związek.” podaje pewien portal. Wspominam o tym, ponieważ w związku z cyklicznym publikowaniem wiadomości od kobiet, które zdradziły, bądź zostały zdradzone, otrzymałam także poniższego maila. Zapraszam do lektury.
Kocham swojego męża i naszą harmonię. Kilkanaście wspólnych lat dało mi poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji. Dało mi także świadomość, że jestem potrzebna i kochana. Tyle się słyszy o zdradach, rozpadach związków, rozwodach. Mam wrażenie, że ten temat nigdy nas nie będzie dotyczył. Przecież jesteśmy idealne zgranym zespołem – ja, mój mąż i nasze dzieci. Ufam mu bezgranicznie i wiem, że nigdy mnie nie zdradzi. Wiem, że ja również tego nigdy nie zrobię. Zabiłyby mnie wyrzuty sumienia, a jednak coś się wydarzyło…
To miało być tylko spotkanie mające na celu pozyskanie nowego klienta. Nawet nie wiem dlaczego dałam się namówić. żeby odbyło się w siedzibie firmy, choć zazwyczaj wolę, by takie spotkania przebiegały na neutralnym gruncie podczas lunchu.
Wszystko szło zgodnie z planem, agentka była zachwycona oferowanymi przeze mnie warunkami, a ja tym ile dzięki tej współpracy może zyskać moja firma, gdy nagle do gabinetu wszedł On. Serio, poczułam się jak Ana z 50-ciu twarzy Greya. Może nie był tak nieziemsko przystojny jak książkowy bożyszcze, ale w jego spojrzeniu była pewność siebie i świadomość tego, jak przed chwilą na mnie zadziałał.
Wyraźnie okazywał mną zainteresowanie, jednak pewności mieć nie mogę, bo nie wiem, jaki jest w stosunku do innych kobiet. Nie pamiętam nawet, czy wychodząc należycie się z Nim pożegnałam. Wychodząc czułam się okropnie. Byłam wściekła na niego o tę pewność siebie i spojrzenia, które mi posyłał. Czułam się jak głupia nastolatka spuszczając wzrok i próbując zapanować na plączącym się językiem. Nie chciałam go więcej widzieć, a jednocześnie nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania…
Choć jest właścicielem firmy niewiele udało mi się o nim wygooglować. Staram się myśleć trzeźwo. Mamy za sobą kilka spotkań. Zależy mi na tej współpracy, ale widzę, jak powoli się w nim zakochuję. Chcę uciekać, a jednocześnie zastanawiam się, kiedy znów go zobaczę. Wyłapuję Jego spojrzenia i gesty czystej uprzejmości, być może sympatii lub po prostu wyuczonej techniki traktowania swoich wspólników i zabieram ze sobą wychodząc z jego biura. Głęboko oddycham i czuję, jakby brakowało mi powietrza, bo nigdy nie wiem kiedy znów go zobaczę.
Ja wiem, że to nie zdrada, ale jednak mam wyrzuty sumienia. Wiem, że do niczego nie dojdzie i wiem, że nigdy nie dam mu do zrozumienia, że po szczeniacku się w nim zakochałam. To by było takie nieprofesjonalne. Wiem, że on nie czuje tego co ja. Jednak cała ta sytuacja zmusiła mnie do przemyśleń. Czy naprawdę powinnam mieć wyrzuty sumienia? Jestem wierna mężowi, ale nie mam wpływu na własne uczucia. Karcę się w myślach za każdym razem, gdy przyłapuję się na tym, że znów o Nim myślę. Wiem, że jedynym wyjściem z tej sytuacji byłoby całkowite zerwanie kontaktu. Ale co z naszą współpracą? Tak, mogłabym zniknać bez słowa, nie wiąże nas żadna długoterminowa umowa, tylko, że ja nie chcę. Rozumiesz? Ja nie chce tracić z nim kontaktu. Chcę być blisko niego, podawać mu dłoń na powitanie i pożegnanie, patrzeć jak powoli zanika dystans między nami, a jego uśmiechy i słowa są coraz życzliwsze. Lubię kiedy zdrabnia moje imię i lubię brzmienie mojego imienia w jego ustach. Lubię kiedy podnosi wzrok znad laptopa i zatrzymuje go na mnie, a przede wszystkim lubię wyobrażać sobie, że w jego głowie dzieją się podobne rzeczy.
Wyobrażam sobie nasz romans i jego ciało blisko mojego, a ta wyobraźnia działa na mnie bardziej niż realna bliskość męża, bo nasze ciała są już sobie tak obeznane, że nawet nowość jest powszednia, rozumiesz mnie prawda? Kocham mojego męża, ale już dawno przestał być przeze mnie postrzegany jako kochanek. Jest świetnym mężem, znakomitym ojcem, opiekunem, towarzyszem, przyjacielem. Ja żoną, matką, towarzyszką, przyjaciółką, ale właśnie obudziła się we mnie kobiecość, która zapragnęła czegoś więcej, choć nigdy wcześniej nie sygnalizowała, że czegoś jej brakuje.
Nie radzę sobie, wariuję, nie mam z kim pogadać i nie wiem, kiedy znów go zobaczę, a to chyba jest najgorsze, bo kolejna spędzona z nim godzina będzie musiała mi znów wystarczyć na bardzo długo. Od razu przypomina mi się późna podstawówka. Tragedią było zakochać się w chłopcu z innej szkoły. To ciągłe wyczekiwanie na kolejne spotkanie, na minięcie go na chodniku czy wyczekiwanie pod jego szkołą, ale dyskretne, takie by pomyślał, że jestem tam przypadkiem. Kurcze, nie jestem już podlotkiem. Jestem mężatką, matką, bizneswoman. Jestem kobietą, która całkowicie się zatraciła wchodząc pewnego dnia do czyjegoś gabinetu…
Tylko skąd ta pewność że tak pozostanie? A co gdy przyjdzie dzień w którym on pokaże że też”kocha” i pragnie bliskości?
no właśnie, i co wtedy?
Wtedy będą puszcza wszystkie hamulce a na drugi dzień zostanie kac moralny.
Tak jak pisałyście do czasu aż się okaże, że ta osoba też tak myśli i wtedy z pewnością nie uda się powstrzymać. Myślę, że zdrada emocjonalna przytrafia się prawie każdemu, ale jeśli myślimy tylko o jednej o sobie ciągle i to tak intensywnie, zwłaszcza o osobie z którą mamy kontakt, to bardzo łatwo się w tym zatracić