„Jak jest z byciem sobą, myślę, że wie każdy z nas. Łatwo jest być sobą, gdy jest łatwo. Trudniej, gdy słowo łatwo zmienia się w możliwości, okazje, profity.” Nawet jeśli teraz wydaje ci się, że jesteś prawdziwy, za chwilę udowodnię ci, że wcale tak nie jest!
Autentyczny według słownika PWN to zgodny z rzeczywistością, niebędący kopią, falsyfikatem ani przeróbką, szczery, niekłamany, prawdziwy. Jak to jest więc z byciem autentycznym w biznesie, w blogosferze, w życiu osobistym?
Przyznam, że mi się już nie chce być jak z plasteliny – bo mogę coś ugrać, zyskać poparcie czy sympatię. I wiem, że czasem to trudne. Ale jak mawiał profesor Bartoszewski: Na pewno nie wszystko, co warto, to się opłaca, ale jeszcze pewniej […] nie wszystko, co się opłaca, to jest w życiu coś warte.
Z autentycznością w blogosferze i w biznesie bywa różnie. Często słyszę: „musiałam tak napisać, bo zależy mi na tej współpracy” albo „nie lubię jej, ale wiem, że ta znajomość mi się jeszcze przyda„. Kiedyś udawałam. Często. Chyba każdy z nas udawał już nawet w dzieciństwie, bo bał się wyobcowania, bał się, że jeśli nie będzie taki jak pozostali, nie zostanie zaakceptowany. Zbyt odstające końce zawsze się urywa lub same odpadają, dlatego najlepiej być ze wszystkimi w zbitej masie. Bałam się odrzucenia, posądzenia o inność, odmienność. Pewnie niejednokrotnie miałeś podobne obawy. Czasami zwyczajnie postępowanie w zgodzie ze sobą się nie opłaca, tylko czy na dłuższą metę opłaca się postępowanie wbrew sobie?
Żyjemy w świecie, w którym bycie sobą nie zawsze należy do popularnych zachowań. Zewsząd jesteśmy bombardowani tym, jacy powinniśmy być, aby świat uznał nas za ludzi sukcesu.
Ostatnio czytam sporo książek o budowaniu marki osobistej, o tym jak kreować swój wizerunek, jak postępować, a czego nie robić. Przyznam szczerze, że trochę mnie to przeraża. Od razu wyobrażam sobie kilka kobiet idących pewnym krokiem, szczupłych, eleganckich, z nienaganną fryzurą i idealnym makijażem, z prawidłową postawą i pewnością siebie bijącą na kilometr. I tuż za nimi małą, może pięcioletnią dziewczynkę, która sama nalożyła błękitne cienie na powieki i niezbyt udolnie umalowała usta czerwoną szminką.
Dziewczynka w o wiele za dużych szpilkach próbuje dogonić tamte kobiety, ale doskonale wiesz jak jej to wychodzi, bo jestem pewna, że potrafisz sobie wyobrazić taką scenę. Całość wygląda komicznie. Nie trzeba też zastanawiać się nad tym, czy dziewczynce uda się dorównać kroku tamtym kobietom. Jasne, że nie. Dziewczynka, nie osiągnie swojego celu, jest powodem do drwin, a przede wszystkim nie jest sobą. Nie jest autentyczna, nie postępuje w zgodzie z samą sobą. A co gdyby zdjęła szpilki, zmyła makijaż i ruszyła przed siebie własnym tempem? Nie starając się sprostać jakimkolwiek oczekiwaniom, nie goniąc za nikim, a budując sukces i szczęście na fundamentach własnych autentycznych możliwości? Jak myślisz, co byłoby dla niej lepsze?
Jakie cechy mnie są moimi naturalnymi, a jakich zachowań wyuczyłam się przez lata bycia wśród ludzi. Przez ich oczekiwania wobec mnie.
Z brakiem autentyczności i spójności między tym, co słyszę i co obserwuję, mam styczność każdego dnia. Ludzi wokół siebie staram się tolerować. Rozumiem różnice charakterów, temperamentów, poglądów czy doświadczeń. Jeśli jednak wiem, że z kimś się nie dogadam, nie udaję, że jest inaczej. Po mnie bardzo łatwo to poznać. Nie lubię sztuczności, nie lubię udawania, nie lubię braku autentyczności. Jeśli za kimś nie przepadam, to odpuszczam sobie znajomość, nawet jeśli miałaby być dla mnie w przyszłości przydatna. Pół roku temu zrezygnowałam ze współpracy z firmą, ponieważ nie odpowiadał mi stosunek do pracy jednej z pracownic, która właściwie zapomniała, że jest tylko pracownicą. Czy straciłam coś rezygnując ze współpracy? Być może. Czy zyskałam? Tak, spokój i pracę w zgodzie ze sobą.
Lubię stwierdzenie „nie jestem zupą pomidorową, by wszyscy mnie lubili„, bo naprawdę nie zależy mi, by lubili mnie wszyscy. Patrzę jednak czasami na osoby, które najpierw w mojej obecności wypowiadają się negatywnie na temat innych, by za chwilę wylewać publicznie uwielbienie w social mediach w kierunku tych osób i włos mi się jeży na głowie, bo nic tak nie działa na mnie jak obłuda. I nagle stwierdzam, że nie jestem w stanie zaufać tym osobom, tak jak bym chciała, bo na to nie zasługują. A potem dopada mnie smutek, bo nie wiem już w końcu, czy bycie prawdziwym się opłaca skoro siedzę skulona w kącie sama, a wszyscy dookoła otaczają się ludźmi, którym nauczyli się mówić, to co tamci chcą usłyszeć.
Żeby móc pracować nad swoją autentycznością, trzeba zdać sobie sprawę, że nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Jest to wiele czynników, które składają się na ten proces. I nawet, kiedy już zdecydujemy, że chcemy tą ścieżką podążać, będą włączały się różne mechanizmy w nas i w świecie zewnętrznym. Poza tym, w wielu różnych sytuacjach, będziemy różne rzeczy postrzegać jako nasze prawdy.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Anny Urbańskiej „Teraz autentyczność”. Brałam udział w kilku wystąpieniach Ani, widziałam, że czuła się jak ryba w wodzie. Była naturalna, odprężona, prawdziwa. To właśnie skłoniło mnie, by sięgnąć po trzecią już jej książkę i po raz trzeci nie czuję się rozczarowana ich treścią.
Jeszcze tylko przez kilka dni można wziąć udział w konkursie, w którym do wygrania jest książka Anny Urbańskiej, a więc gorąco polecam [KLIK]
Już wiem kim jestem. Tą małą dziewczynką, z umalowanymi czerwonymi ustami, bo tak wypada ale w adidaskach, bo w życiu nie założę szpilek, które ograniczają mnie pod każdym względem.
Ja też przyodzieję adidasy. Kiedyś nie wyobrażałam sobie innych butów niż szpilki, teraz nie zamienię plaskaczy jak to nazywają niektórzy 🙂
Bardzo fajny wpis. Zrozumienie tego jest ważnym krokiem do bycia szczęśliwą i spełnioną.
Bardzo mądry i skłaniający do refleksji artykuł. Chętnie bliżej się przyjrzę innym P. publikacjom 🙂
No patrz, a ja właśnie skończyłam tworzyc wpis o tym, że idę pod prąd, o tym, że jestem szczera i pewnie dlatego mam małe staty i niewiele poważnych współprac 🙂 Wchodze do Ciebie a tu taki mądry tekst i ciekawa książka!
Ja pracuję z dzieciakami i od lat powtarzam, że w tej pracy trzeba być „autentycznym” i taka właśnie jestem. Swoją drogą kocham to słowo.
malo kto moze sobie dzisiaj pozwolic na komfort bycia autentycznym, niestety tak to wyglada, zyjemy w szalenie zaklamanych czasach…trzeba miec odwage i mocny charakter, zeby zyc inaczej
Ja mam łatwiej, bo udawać po prostu nie potrafię. Jak kogoś nie lubię, to wyczuje to na kilometr, bo nie umiem mu tego nie okazać. Może to czasem zgubne, ale przynajmniej żyję w zgodzie ze sobą.
Świetny wpis! Nic dodać nic ująć. Ja również nie mogę pojąć jak niektórzy plotkują za plecami, a chwilę później uwielbiają te osoby w social mediach. To bardzo sztuczne. Jak kogoś nie lubimy to nie ma co na siłę próbować nawiązywać relacje. Wiadomo szacunek każdej osobie się należy, ale nie z każdym trzeba się przyjaźnić 😉
Tak sobie myślę (bo nigdy się na ten temat nie zastanawiałam), że można być jednocześnie spójnym, lecz nieautentycznym. Spójne są wizerunki na IG, lecz, czy są autentyczne?
Myślę, że w dzisiejszych czasach nadal są ludzie, którzy boją się tak po prostu być sobą. Moim zdaniem warto być autentycznym we wszystkim, co robimy. To stale procentuje 🙂 Też uwielbiam to słowo 🙂 Swoją drogą polecam książkę „Autentyczność przyciąga” – mi pomogła w pozbyciu się pisarskiej blokady 🙂
Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że bycie autentycznym nie zawsze w danej chwili przynosi nam korzyści, ale w ostatecznym rozrachunku zawsze się opłaca!
Mam wrażenie, że tak naprawdę autentycznych ludzi dziś już nie ma, być może gdzieś dla bliskich jeszcze pozostaje jej duża porcja, ale wobec świata raczej już nie. A szkoda, bo o ile byłoby ciekawsze życie, prawdziwsze, sami bardziej byśmy siebie znali. 🙂
Z byciem autentycznym jest rzeczywiście wielki problem. Myślę, że każdy z nas ma/miał taki etap budowania swojego zewnętrznego wizerunku, a nawet – bym zaryzykowała stwierdzenie – wizerunków. Bo czy nie jest tak, że czasem naginamy siebie pod konkretnego odbiorcę? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest wcale taka łatwa. Czasem sami świadomie odgrywamy jakąś rolę, żeby zdobyć zaufanie, sympatię i tym samym osiągnąć jakiś cel, względnie dowartościować się. Z drugiej jednak strony różne osoby stymulują w nas rozmaite zachowania. Upraszczając: przy jednej osobie jesteśmy uśmiechnięci, bardziej otwarci, dynamiczni; natomiast inna nas krępuje i wzbudza niepewność, czasem zażenowanie lub powściągliwość. Jeszcze innym aspektem jest nasza osobowość – czasem sami przed sobą odgrywamy role, a wynika to z naszego wahania między sferą ego a superego (wiem, teraz trochę pojechałam). Chodzi mi o to wahanie między stanem faktycznym a stanem naszych pragnień, ambicji i zamierzeń. Kluczowe w tej całej upragnionej autentyczności jest zawsze poznanie siebie i pełna akceptacja całego naszego bagażu osobowościowego. Mam nadzieję, że nie zakręciłam za bardzo 🙂
Moje trzy grosze dodałam w opublikowanej w 2015 r. książce „Autentyczność przyciąga. Jak budować swoją markę na prawdziwym i porywającym przekazie ” 🙂