Krzysztof Numpsa „Na krawędzi” – źródło wiedzy, za którą dawniej oddałabym wszystko

Polub i udostępnij:
fb-share-icon0
Tweet 20

Książka „Na krawędzi” trafiła w moje ręce w dość nietypowy sposób, podarował mi ją sam autor – Krzysztof Numpsa, choć właściwie sama nie wiem, jak na mnie trafił (albo ja na Niego)? Niemniej, była odpowiedzią na wiele pytań, które nurtowały mnie w dość dziwnym okresie mojego życia. Na pewno nie jest to książka dla każdego, bo trzeba poznać istotę problemu głównego bohatera, by móc razem z nim ją zgłębiać. 

krzysztof numpsa

Szukali środka, który zabierze z ich głów wszystkie problemy, pozwoli zapomnieć o ciężkim dzieciństwie, nieudanym życiu, straconych szansach czy skrzywdzonych po drodze ludziach. Obaj szukali środka, który uśpi demona czającego się gdzieś z tyłu głowy, demona podpowiadającego najróżniejsze powody, dla jakich powinni dać sobie w gaz.

Sięgając po książkę nie wiedziałam, że porusza problem uzależnienia od alkoholu, nie wiedziałam, że Damian, główny bohater „Na krawędzi” udzieli mi odpowiedzi, które chciałam znać między innymi podczas pisania tekstu (NIE)Pomocna dłoń, ale głównie znacznie wcześniej, gdy mogłam obserować osobę, która dawno przegrała swoją walkę z alkoholem uparcie twierdząc, że tak nie jest. Wbrew pozorom nie jest to jednak książka zawierająca wyłącznie wylewane frustracje w trakcie upojenia alkoholowego.

Po lekturze postanowiłam zadać autorowi nurtujące mnie pytania i podzielić się z Wami odpowiedziami.

Książka „Na krawędzi” jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, czy można uznać, że zawiera elementy autobiograficzne?

Redaktor naczelny mojego wydawnictwa uparł się przy tej „inspiracji” ja od początku sugerowałem opis : „historia prawdziwa” lub „oparto na prawdziwych wydarzeniach”. Olbrzymia większość opisanych sytuacji miała miejsce co można łatwo stwierdzić gdy poszuka się materiałów w internecie. Dla przykładu na youtube dostępny jest materiał opisanej w książce grupy muzycznej „Mitote – Najnowszy testament”, której byłem założycielem i wokalistą. Oczywiście użyłem przebarwień, czy też innych środków wyrazu które podkręcają całą historię, jednak większość (nie wliczając zakończenia 🙂 ) jest szczerym do bólu i jak najbardziej prawdziwym obrazem części mojego życia.

Czy nie obawiał się Pan, że zbyt bezpośredni, a momentami nawet wulgarny język może zniechęcać czytelników?

„Obawianie” to złe słowo. Liczyłem się z tym, część czytelników będzie oburzana czy wręcz zniesmaczona, moja mama przeczytała rozdział pierwszy i dwa ostatnie którymi była de facto zachwycona, omijając cały środek szerokim łukiem. Mój tato przeczytał całość i stwierdził cytuję „…samo życie…”. Opisując historię alkoholika chorego na obsesję paranoidalną siląc się na Mickiewicza, Słowackiego czy Miłosza byłbym tak sztuczny, że aż śmieszny. W życiu prawie wszyscy używamy wulgaryzmów. Dla przykładu pierwsze słowo którego uczą się przebywający z Polakami obcokrajowcy to „kurwa”, a ci sami Polacy w lot chwytają słowo „fuck”, cóż taka jest rzeczywistość. Część ludzi lubi jednak tę rzeczywistość zakłamywać i kojarzyć sztukę, a literaturę w szczególności z Sienkiewiczem to wynika chyba z braku pewności siebie i powszechnych kompleksów… Książka doskonale sprzedaje się w Irlandii w wersji angielskiej, właśnie poszedł cały pierwszy nakład, nikogo tutaj nie rażą użyte przeze mnie : naturalne, bardzo emocjonalne i prawdziwe środki wyrazu. Wyspiarze są jednak bardziej wyluzowani, zdystansowani i nie biorą wszystkiego tak na strasznie serio do siebie jak Polacy, choć byłbym nie szczery gdybym z dumą nie wspomniał, iż wśród tych ostatnich mam wielu fanów 🙂

DSC_0239

Czy wierzy Pan, że miłość potrafi uleczyć?

Miłość i Prawda. Uważam, że te dwie siły mogą sprawić, że wydostaniemy się z najgorszych ciemności. Kiedy prawie 20 lat temu poznałem swoją ukochaną żonę byłem bezlitosnym przepełnionym gniewem, chęcią zemsty i nienawiścią człowiekiem. Byłem założycielem stowarzyszenia „MIŁOŚNIKÓW kary śmierci” podkreślam „miłośników”, wokalistą satanistycznej kapeli „Mitote”, moim duchowym przewodnikiem był Hitler i ogólnie życzyłem całej ludzkości jak najgorzej, piłem i robiłem różne bardzo niedobre rzeczy, nie wiedziałem co znaczy czuć „wewnętrzny spokój”. Jakaś siła zesłała mi miłość która na przestrzeni tych wszystkich lat ten „spokój” mi w końcu dała, dzięki niej poznałem siłę „prawdy”, a następnie wybaczyłem sobie i innym. Recepta jest bardzo prosta trzeba tylko wyrazić wolę zmiany, otworzyć się na piękną stronę rzeczywistości, a sprawy z czasem przybiorą zaskakujący obrót i to jest właśnie magia miłości…

krzysztof numpsa

Na krawędzi” na pewno na długo zostanie w mojej głowie, ciężko mi jednak polecić ją komukolwiek, ponieważ uważam, że książka zostanie dobrze zrozumiana tylko wówczas, gdy czytelnik odczuje potrzebę sięgnięcia po nią. 

5 komentarzy

  1. Myśle że to „mocna” książka…
    Miałam (niestety już nie żyją) dwie bliskie osoby uzależnione od alkoholu więc temat w jakimś stopniu jest mi bliski…

    1. Author

      Książka według mnie ma trzy płaszczyzny. Alkoholizm jest tylko jedną z nich. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

  2. To uzależnienie zawsze mnie przerażało. Jest jak straszna matnia, z której ciężko się wydostać.Choć za każdym uzależnieniem kryje się chyba mrok.
    A książka wydaje się ciekawa. Bardzo ciekawa.

  3. Straszne uzależnienie, mój tata się z nim zmagał na szczęście udało się mu pomóc. Książkę bardzo dobrze się czyta. Ostatnio wpadła mi w rękę, bardzo szybko się czytało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.