Niechciane listy los nam śle…

Polub i udostępnij:
fb-share-icon0
Tweet 20

I znów to samo. Nie dość, że boli mnie głowa, nie mam siły nawet mrugać, ciurkiem leje mi się z nosa i z trudem samodzielnie funkcjonuję, to jeszcze to. Znów do mnie zadzwoniła. Znów drżącym głosem prosiła o pomoc, której przecież nie jestem w stanie udzielić. Skąd w ogóle pomysł, że mogłabym pomóc? Wiem, co znów ją do mnie przywiodło. Desperacja w czystej postaci. Znów tak trudno było mi przerwać jej monolog i wyjaśnić, że się pomyliła, że ja wcale nie mogę i nie umiem jej pomóc. Znów tak trudno było mi słuchać jej zmieszania i bezradności. Czasami wydaje mi się, że to się nigdy nie skończy. 

niechciane listy los nam śle

Udało mi się ustalić, że samo słowo aborcja w ciągu miesiąca jest wyszukiwane ponad 12 tys. razy, a tabletek poronnych szuka niespełna 10 tys. osób miesięcznie. Usuwaniem ciąży jest zainteresowanych niecałe 1000 osób a kosztami związanymi z aborcją ok. 400 osób w skali miesiąca” – takie dane 2,5 roku temu przedstawiłam we wpisie Z aborcją w cztery oczy, w którym zamieściłam rozmowę z kobietą świeżo po aborcji. Kilka miesięcy później na stronie VitWoman publikuję wpis o tabletkach poronnych. Oba wpisy sprawiają, że zaczyna do mnie pisać coraz więcej kobiet szukających wsparcia. Chcą z kimś porozmawiać, przerwać samotne milczenie. Kontaktuje się ze mną uprzejma Pani z TVN Style, która zapewnia dyskrecję i prosi o udzielenie wywiadu. Dzwoni mnóstwo kobiet, które po przeczytaniu artykułu myślą, że dzwoniąc na numer ze stopki będą mogły u mnie zakupić tabetki. Dzwoni komisarz policji z drugiego końca Polski i prosi o pomoc w namierzeniu osoby, która w jednym z komentarzy proponuje sprzedaż tych tabletek. Potem znów tylko wiele załamanych kobiet, znów wyjaśnienia, że to tylko artykuł, znów przeprosiny, że nie jestem w stanie pomóc.

To nie jest mój #czarnyprotest. Nie chcę odwoływać się do rozsądku zwolenników czy przeciwników aborcji. Ja tylko słucham od dwóch dni piosenki Natalii Przybysz „Przez sen” , czytam te wszystkie mądre, bardzo krzywdzące komentarze na jej profilu i mam wrażenie, że dzisiaj jest jeszcze bardziej samotna niż przed swoim coming outem. Nie oceniam jej decyzji, ani żadnej kobiety, która się ze mną skontaktowała po to, by opisać swoją historię, szukać rozgrzeszenia, choć zupełnie nie rozumiem, czemu właśnie u mnie, albo dopiero kupić tabletki. Nie oceniam.

Natalia zdecydowała się opowiedzieć o tym, o czym pisałam we wcześniej cytowanym wpisie. Opowiedziała w wywiadzie i w swojej najnowszej piosence. Została odebrana zapewne inaczej niż się spodziewała, choć nie potrafię sobie tak naprawdę wyobrazić czego się spodziewała. Po tych licznych mailach i telefonach od kobiet, jestem w stanie zrozumieć, że samotność, wyrzuty sumienia czy bezsilność zżerają od środka, że pragnie się to wyrzucić z siebie licząc na oczyszczenie, uwolnienie się od tego ciężaru. Żadna kobieta nie chce mówić otwarcie o tym, że poddała się zabiegowi, doskonale zdają sobie sprawę jakiemu liczowi byłyby poddane. Natalia (nie wiedzieć czemu) objęła własnymi barkami wszystkie kobiety, które były, są i będą w podobnej sytuacji, i przyjeła cały lincz na własne plecy. Nie wiem tylko, czy jest wystarczająco silna, by go znieść.

Czasami mam wrażenie, że w tym wszystkim uczestniczę. Że te historie, czy chcę czy nie, stają się częścią mojego życia. Często psują nastrój do końca dnia, wpędzają w dziwną melancholię. Czasami planuję, co następnym razem powiem podczas takiej rozmowy, ale gdy słyszę głos kolejnej zrozpaczonej kobiety, znów brakuje mi słów.

Domyślam się, że wyznanie Natalii stało się bardziej krzywdzące dla jej najbliższych niż była w stanie przewidzieć. Wyznanie zapewne będzie ciągnęło się za nią latami, straci wielu fanów i możliwości współpracy, ale jestem pewna, że jej piosenka wielu kobietom przyniesie ulgę, wiele kobiet słuchając jej zrobi sobie rachunek sumienia, wypłacze resztę łez i choć czasu nie cofną, będzie im lżej, bo odczują pewnego rodzaju zrozumienie.

Współczuję kobiecie, która dzisiaj do mnie zadzwoniła. Po krótkiej rozmowie ja wróciłam do zabawy z młodszą córką, pilnowałam, by znów nie przypalić obiadu, sprawdzałam jak starszej córce idzie odrabianie lekcji, czekałam aż mąż wróci z pracy. Ona zapewne dalej szukała ucieczki. Dzwoniła pod kolejne numery i w duchu modliła się, by po drugiej stronie słuchawki wreszcie znaleźć „rozwiązanie swojego problemu”. Po zażyciu tych tabletek, a może nawet po wizycie w słowackiej klinice poczuje ulgę. Być może szybko zapomni, albo już do końca życia podświadomie będzie widziała na swoich rękach krew swojego nienarodzonego dziecka. A ja? A ja nigdy nie zapomnę jej drżącego glosu. Nie zapomnę głosu żadnej z nich…

4 komentarze

  1. W końcu jakiś sensowny tekst. Większość które gdzieś mi się przewinęły były przeładowane jadem, ocenianie ludzi w sposób bardzo dla nich krzywdzący, nawet nie zostały przeze mnie przeczytane. Wystarczył mi nagłówek i krótki opis i wcale nie zaglądałam. Brawo Honorata! Oby więcej takich osób jak Ty. Sporo blogerek znalazło sobie temat- nie wiem ale się wypowiem, tak to określę. Wiesz o co chodzi…brawo raz jeszcze!

    1. Author

      najgłośniej krzyczą i najwięcej mają do powiedzenia ci, którzy nigdy nie spotkali się z problemem w cztery oczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.