Zanim zrezygnujesz z etatu… PRZECZYTAJ TO!

Polub i udostępnij:
fb-share-icon0
Tweet 20

Ja to mam fajnie. Sama jestem sobie szefem, nikt na mnie nie warczy, nikt mnie nie pogania, nikt nie krytykuje moich pomysłów. Jadę do biura kiedy mam na to ochotę, wychodzę z niego, kiedy tylko chcę. Nie martwię się, co zrobię z dziećmi, kiedy się rozchorują, bo zawsze mogę przenieść pracę do domu. Kiedy mam jakieś plany na kolejny dzień wystarczy, że wieczorem posiedzę dłużej i wszystko idzie sprawnie, płynnie, bezstresowo. Tak, to widzisz, prawda? Ale czy na pewno tak jest?

rezygnacja z etatu

Już sama nie wiem, czy to ja zrezygnowałam z etatu czy etat zrezygnował ze mnie, ale kiedy podjęłam decyzję, że nie wracam do firmy, w której pracowałam zostałam właściwie bez żadnych środków do życia. Nie bardzo odpowiadało mi bycie na utrzymaniu męża, choć on nie widział w tym żadnego problemu. Chciałam być niezależna i zaradna, ale jednocześnie chciałam być przy dziecku.

Stawianie wszystkiego na jedną kartę

W moim przypadku opłaciło się. Po trzech miesiącach od zrezygnowania z etatu miałam już wypłatę równą temu, co zarobiłam w poprzedniej firmie. Niestety nie każdy pomysł kończy się takim efektem. Zastanów się, czy twój pomysł na własny biznes nie ma ukrytych wad, ile realnie czasu będziesz czekał na pierwsze zyski? Czy nie lepiej rozpocząć pracy nad własnym biznesem będąc jeszcze na etacie?

Podczas tych trzech miesięcy miałam chwile zwątpienia. Miałam wrażenie, że im więcej czasu poświęcam rozwojowi tym dłuższa droga jeszcze przede mną. Byłam zmęczona, sfrustrowana, rozczarowana, ale też pierwszy raz w życiu aż tak zdeterminowana, bo z nożem na gardle. Zastanów się, czy potrzebujesz tego noża? Nieprzemyślane odejście z pracy było dla mnie możliwie najlepszą motywacją, ale dziś gdybym miała podjąć tę samą decyzję (mądry Polak po szkodzie) zaczęłabym myśleć o własnej firmie jeszcze przed odejściem z pracy.

Jeśli masz dosyć etatu daj sobie pół roku. Przeznacz ten czas na planowanie, zdobywanie wiedzy, pozyskiwanie kontaktów. Stwórz biznesplan i dowiedz się jakie jest zainteresowanie branżą, w której chcesz się rozwijać i jaka konkurecja?

Cechy lidera

Ja myślałam, że jestem samowystarczalna. Szybko okazało się, że jednak nie. Nie jestem grafikiem, programistą, pozycjonerem. Choć znam podstawy i miałam łatwiejszy start, szybko okazało się, że nie jestem w stanie wszystkiego zrobić sama. W minimalnym stopniu tak, ale jeśli myślałam o rozwoju, musiałam też pomyśleć o zapewnieniu swoim klientom profesjonalnej i kompleksowej obsługi. Musiałam więc skorzystać z pomocy innych.

Myślałam, że cechy lidera pojawiają się wraz z instynktem macierzyńskim. Przecież wychowywałam dziecko, dbałam o jego rozwój, pomagałam podejmować najlepsze decyzje, a czasami (jeśli było trzeba) wykorzystywałam przywileje bossa, ale nie nadużywałam władzy.

Początkowo nie myślałam o tym, by zastrudniać pracowników, bo sama ledwie zaczynałam stawiać pierwsze kroki, nie w głowie był mi tak ogromny skok. Na szczęście internet daje możliwość zdalnej pracy i na takiej współpracy początkowo opierały się moje działania. Niestety nawet wirtualna współpraca wymaga cech lidera, a ja szybko przekonałam się, że takich nie posiadam. Nagle okazało się, że przyjacielskie relacje nie oznaczają szacunku. Szacunku do wykonywanej pracy i mojego czasu. Dawałam się wykorzystywać na każdym kroku. Traciłam czas czekając na zlecenia, które z powodu choroby dziecka, braku internetu, inwazji kosmitów ciągle były odwlekane w czasie. Rozumiałam, czekałam. Dawałam zaliczki na rachunki za internet, leki dla dzieci czy bieżące wydatki wierząc, że zlecenie zostanie wykonane. Nie zostało, a więc poza czasem traciłam także pieniądze dalej ślepo wierząc w ludzką uczciwość.

W końcu dotarło do mnie, że muszę więcej wymagać. Od siebie i od innych, bo zdarzało się również tak, że otrzymane zlecenia, za które płaciłam, sama dodatkowo poprawiałam. Zastanów się czy jesteś asertywny, czy posiadasz cechy lidera, czy potrafisz wymagać i szanować swój czas  i siebie, bo jeśli ty nie będziesz tego umiał, nikt inny też tego nie zrobi za ciebie.

Dyscyplina

Kiedyś wiedziałam, że muszę usłyszeć jasny komunikat, co mam zrobić i po prostu to robiłam. Otrzymywałam polecenie i deadline. Pierwsze miesiące pracy były intensywne. Niewiele spałam, bo nawet jesli zdecydowałam się na odrobinę snu, to i tak przychodził za chwilę czas karmienia czy zmiany pieluchy. Ale potrzeba zarabiania była tak silna, że nie mogłam pozwolić sobie chociażby na dzień wolnego.

W momecie kiedy zarabiana suma przerosła moje najśmielsze oczekiwania samodyscyplina automatycznie spadła do zera. Zamarzyło mi się odzyskiwanie straconego czasu, który poświęciłam pracy przez ostatnie miesiące. Uznałam, że skoro pieniądze zarabiają sie same 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, mój jeden dzień wagarów nie zrobi nikomu różnicy. Jeden dzień czy trzy to też żadna różnica. Chciałam odpocząć, być żoną i matką. Choć w tym wszystkim chyba najgorsze było to, że nie myślałam o rozwoju, a wyłącznie o tym, by utrzymać nienaruszony stan rzeczy. Wszystko było idealnie, chciałam by tak zostało, ale jeśli się nie rozwijamy, to znaczy, że się cofamy. Dzisiaj to wiem, bo przekonałam się o tym, kiedy moje pomysły zaczęła wykorzystywać konkurencja, a ja utnęłam w martwym punkcie.

Zastanów się, czy umiesz zmobilizować się do tego, by wstać z samego rana i każdego dnia konsekwentnie realizować swoje cele? Zastanów się, czy umiesz zaplanować swój rozwój, czy potrafisz się wcielić w osła, który wciąż podąża za marchewką na kiju? Nie dawać za wygraną, iść do przodu, podnosić sobie poprzeczki, dbać o to, by wyznaczony przez siebie deadline był tak samo ważny, jak ten, który narzuca szef w pracy na etacie?

Poświęcenie

Dopięłam swego. Początki nie były proste. Musiałam nauczyć się pokory, dostrzegać swoje wady i pracować nad nimi, ciągle się rozwijać, obserwować własne błędy i konsekwentnie je eliminować, wypierać złudne wrażenie, że wiem już wszystko. A przede wszystkim musiałam naczyć się balansować pomiędzy tym, co bym chciała, co powinnam, a co muszę. Musiałam nauczyć się, że mając własną firmę nie istnieje coś takiego jak urlop, święta czy ośmiogodzinny czas pracy i chyba gdybym tego tak bardzo nie kochała, to bardzo bym to nienawidziła.

Nie myśl, że próbuję zatrzymać cię na etacie. Odejdź, rozwijaj się, realizuj swoje marzenia, zmień swoją pasję w dochodowy biznes, ale zastanów się, czy właśnie o tym marzysz i czy dzięki temu będziesz szczęśliwy?

9 komentarzy

  1. Ja zrezygnowałam z pracy na etapie na rzecz własnej działalności. Udało mi się dostać dofinasowanie z urzędu pracy i teraz muszę się utrzymać. Jest różnie, ale nie żałuję.

  2. Jak zawsze wiedza przekazana w pigułce. Bardzo przystępnie i najważniejsze, że podparte doświadczeniami. Uwielbiam 🙂

  3. Szczerze Cię podziwiam. Jestem już drugi tydzień na urlopie. Robię co chcę i co siebie zaplanuję I tak doba wydaje mi się jeszcze krótsza, niż ta po pracy.
    Gdybym Cię posłuchała, działaj byłaby dużo do przodu. A tak, wciąż się lenię! Podziwiam Cię za samodyscyplinę!

  4. Ja się kompletnie nie nadaję do pracy na etat, to właściwie dla mnie największy koszmar, dlatego w życiu miałam tylko krótkie epizody takich zajęć 😉

  5. Bycie szefem dla siebie samego to krew, pot i łzy, dużo pracy i samozaparcia. Nie jest tak kolorowo jak niektórzy myślą. Ale oczywiście wszystko ma swoje plusy i minusy 🙂

  6. Ja jstem typem osoby, która gdyby sama była sobie szefem, skończyłaby źle. Potrzebuję motywacji ze strony innych ludzi, potrzebuje poczucia, że mam deadline i koniec.

  7. Warto też mieć na uwadze, że co szósty (lub zdaniem innych – co dziesiąty) pomysł na biznes – kończy się klapą. Tak więc ryzyko jest i to całkiem spore.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.